Wyspa rozbitków - przypowieść ułatwiająca zrozumienie zadłużającego systemu finansowego.
- Uratowani z tonącego okrętu Statek uległ katastrofie wskutek eksplozji. Ludzie szukając ratunku chwytali się jego szczątków. Kiedy było już po wszystkim pięciorgu z nich udało się uratować. Dryfowali na prowizorycznej tratwie. Rozbitkowie od wielu godzin obserwowali horyzont w nadziei, że może spostrzeże ich jakiś okręt. Czy tą prowizoryczną tratwą dopłyną do jakiegoś gościnnego wybrzeża? Wtem jeden z nich krzyknął: -Ziemia! Spójrzcie, ziemia! Własnie tam dokąd spychają nas fale! W miarę zbliżania się do brzegu ich twarze rozpogadzały się. Rozbitków było pięciu. Pięciu Polaków. Franciszek jest cieślą. To on pierwszy zawołał: ziemia! Paweł jest rolnikiem. Jakub, doświadczony hodowca bydła. Henryk, ogrodnik i Tomasz, mineralog.
- Opatrznościowa wyspa Nasi rozbitkowie poczuli, ze wracają do życia, kiedy postawili stopy na lądzie. Po osuszeniu się i rozgrzaniu zapragnęli poznać wyspę, na którą wyrzuciły ich fale z dala od cywilizacji. Nazwali ja "Wyspą rozbitków". Po odbyciu krótkiego spaceru przekonali się, że wyspa nie jest pustynnym ugorem. Nie spotkali jednak żadnych ludzi. Natrafili natomiast na nieliczne stado zdziczałego bydła, z czego mogli wnosić, że dawniej mieszkali tu ludzie. Jakub zapewnił, że będzie tu można rozwinąć hodowle bydła. Paweł stwierdził, że wyspa w większej części nadaje się pod uprawę. Henryk oczekiwał obfitych zbiorów z licznych drzew owocowych rosnących na wyspie. Franciszka zainteresował przede wszystkim las z różnorodnym drzewostanem - jak dobrze byłoby ściąć drzewa i zbudować domy dla małej kolonii. Tomasza najbardziej zainteresowała skalista część wyspy. Dostrzegł tu oznaki, które wskazywały na podłoże bogate w minerały. Tomasz był pewien, ze mimo braku ulepszonych narzędzi uda mu się wydobyć z rudy użyteczne metale. A więc każdy z nich mógłby oddać się swoim ulubionym zajęciom na rzecz wspólnego dobra. Wszyscy dziękowali Opatrzności za uratowanie ich z wielkiego niebezpieczeństwa.
- Prawdziwe bogactwo I nasi przyjaciele wzięli się do pracy. Domy i meble są dziełem cieśli. Z początku zadowalali się skromnym pożywieniem. Lecz wkrótce mogli zebrać plony z uprawianych przez siebie pól. Z upływem czasu posiadlość rozbitków na wyspie wzbogacała się. Nie w złoto ani w banknoty lecz w realne bogactwo: w pożywienie, ubranie, mieszkania - w rzeczy odpowiadające ich potrzebom. Każdy z nich pracował w swojej dziedzinie. Wszelką nadwyżkę jaką ktoś wyprodukował wymieniał za nadwyżki produktów wytworzone przez pozostałych. Życie na wyspie nie zawsze było łatwe, gdyż brakowało im wielu rzeczy, do których byli przyzwyczajeni w cywilizowanym świecie. Ale los ich mógłby być o wiele gorszy. Zresztą już w Polsce poznali kryzys. Pamiętają jak musieli się ograniczać, podczas gdy sklepy w odległości dziesięciu kroków od ich domów były przepełnione towarami. Tutaj przynajmniej nie muszą patrzeć jak się psują produkty potrzebne do życia. I nie muszą obawiać się licytacji. Tutaj mają prawo do korzystania z owoców swojej ciężkiej pracy. A więc nasi rozbitkowie eksploatują wyspę i wielbią Boga spodziewając się, że pewnego dnia odnajdą swoich krewnych zachowawszy dwa wielkie dobra: życie i zdrowie.
- Wielka trudność Nasi przyjaciele często zbierali się dla omówienia wielu spraw. W bardzo uproszczonym systemie gospodarczym, w jakim żyli i pracowali, jedno ich niepokoiło: że nie mają pieniędzy. Prosta wymiana produktów za produkty jest niedogodna. Nie zawsze produkty do wymiany są równocześnie do dyspozycji. Na przykład za drewno dostarczone rolnikowi zimą można zapłacić warzywami dopiero za sześć miesięcy. Niejednokrotnie również zdarzało się, że jeden z nich dostarczał produktów dużych rozmiarów, za które chciałby otrzymać zapłatę drogą wymiany na szereg mniejszych artykułów wyprodukowanych przez różnych producentów w różnym czasie. To wszystko komplikowało sprawy biznesu i bardzo obciążało pamięć. Gdyby w obiegu były pieniądze, każdy z nich sprzedawałby swoje towary za pieniądze. Po ich otrzymaniu kupowałby rzeczy jakie chce, kiedy chce i gdy są do kupienia. Wszyscy zgodzili się, że system pieniężny byłby dogodny. Ale żaden z nich nie wiedział, jak go ustanowić. Nauczyli sie produkować realne bogactwo: rzeczy. Ale zupełnie nie wiedzieli jak wyprodukować pieniądz, odzwierciedlenie tego bogactwa. Nie wiedzieli, w jaki sposób pieniądz powstaje i jak go stworzyć, gdy go nie ma i gdy zdecydowali się, że chcą go mieć. W ich sytuacji na pewno wielu wykształconych ludzi byłoby też w kłopocie podobnie jak wszystkie rządy były zakłopotane w okresie dziesięciu lat poprzedzających wojnę. Brakowało wówczas pieniędzy i rządy były wobec tego zagadnienia bezradne.
- Przybycie jeszcze jednego rozbitka Pewnego dnia wieczorem, gdy nasi przyjaciele siedząc na wybrzeżu roztrząsali ten problem po raz chyba setny, spostrzegli na morzu szalupę z samotnym wioślarzem. Pospieszyli mu na ratunek. Z jego mowy wywnioskowali, że jest Polakiem. Wyjawił im, że jest Europejczykiem, który jako jedyny uratował się z rozbitego statku. Podal swoje nazwisko: Marcin Golden. Opisali mu swoje polozenie na wyspie mówiac: - Chociaz zyjemy z dala od cywilizacji, nie mozemy sie skarzyc. Ziemia daje dobre plony, las równiez przynosi nam korzysci. Jednego nam tylko brakuje: pieniedzy, które by nam ulatwily wymiane naszych produktów. - A wiec blogoslawcie przypadek, który mnie do was sprowadzil - odrzekl Marcin. - Jestem bankierem i pieniadz nie stanowi dla mnie zadnej tajemnicy. W krótkim czasie moge ustanowic dla was system pieniezny, z którego bedziecie zadowoleni. Bedziecie mieli wtedy wszystko to, co maja cywilizowani ludzie. Bankier! ... Bankier! ... Aniol który by przybyl prosto z Nieba nie wzbudzilby w nich wiekszego szacunku. Czyz w krajach cywilizowanych nie przyzwyczaili sie klaniac bankierom, którzy sprawuja kontrole nad ruchem finansów?
- Bóg cywilizacji - Panie Marcinie, jako bankier nie bedzie pan na naszej wyspie pracowal. Zajmie sie pan wylacznie naszymi pieniedzmi i finansami. - Z przyjemnoscia z jaka by to zrobil kazdy bankier, zeby sie przyczynic do wspólnego dobra. - Zbudujemy panu odpowiednie mieszkanie, które bedzie odpowiadalo godnosci bankiera. Czy w miedzyczasie mozemy pana ulokowac w pomieszczeniu sluzacym nam do zebran? - Oczywiscie moi przyjaciele. Ale najpierw wyniesmy z lodzi ocalone przedmioty: prase drukarska, papier i inne akcesoria, a przede wszystkim barylke, z która zechciejcie obchodzic sie ze szczególna ostroznoscia. Wyladowali wszystko, przy czym barylka ich zaintrygowala. - Ta barylka - oswiadczyl Marcin - jest skarbem nie majacym sobie równego. Jest pelna... zlota! Pelna zlota! Zdawalo sie, ze z pieciu cial uleci piec dusz! Na Wyspe Rozbitków wkroczyl bóg cywilizacji. Bóg zólty, zawsze ukryty ale potezny, straszny, którego obecnosc czy nieobecnosc, albo najmniejsze kaprysy moga decydowac o losie wszystkich narodów! - Zloto! Panie Marcinie, pan jest prawdziwym, wielkim bankierem. O, wasza wysokosc! O, czcigodny Marcinie! Najwyzszy kaplanie boga, zlota! A wiec zechce pan przyjac nasz hold i przysiege wiernosci! - Tego zlota starczyloby dla calego kontynentu, moi przyjaciele. Ale zloto nie bedzie krazyc. Trzeba je schowac, gdyz jest ono dusza wszelkiego zdrowego pieniadza, a dusza zawsze jest niewidzialna. Wytlumacze wam to wszystko przy wreczaniu pieniedzy.
- Zakopywanie bez swiadków Zanim sie wszyscy rozeszli na spoczynek Marcin rzucil pytanie: - Ile pieniedzy potrzebowalibyscie na poczatek dla przeprowadzenia waszych transakcji? Spojrzeli po sobie i z pokora poradzili sie Marcina. Pod wplywem sugestii dobrego bankiera doszli do wniosku, ze kazdemu z nich na poczatek wystarczy po 200 zl. Rozchodzac sie wymieniali entuzjastyczne komentarze. I pomimo póznej pory spedzili wiekszosc nocy nie spiac, a ich wyobrazenia ekscytowal obraz zlota. Udalo im sie zasnac dopiero nad ranem. Marcin nie tracil czasu. Zapomnial o zmeczeniu, pamietajac o swojej przyszlosci na wyspie w charakterze bankiera. Pod oslona ciemnosci nocy wykopal dól, zatoczyl do niego barylke i zasypal ja ziemia. Dla zatarcia wszelkich sladów przykryl to miejsce starannie ulozona darnia i posadzil tam maly krzew. Nastepnie na swojej malej prasie wydrukowal 1000 jednozlotowych banknotów. Przy czym rozwazal: - Jak te banknoty jest latwo zrobic! Ich wartosc opiera sie na produktach, do których sprzedazy beda one sluzyc. Bez nich banknoty te nie mialyby zadnej wartosci. Ale moich pieciu naiwnych klientów o tym nie wie. Sadza, ze gwarancja pieniedzy jest zloto. Dzieki ich niewiedzy i nieswiadomosci trzymam ich w reku.
- Do kogo nalezy nowy pieniadz? Nazajutrz wieczorem rozbitkowie zebrali sie u Marcina. Na stole lezalo piec plików banknotów. - Zanim te pieniadze rozdziele pomiedzy was - powiedzial bankier - musimy sie porozumiec. - Podstawa pieniadza jest zloto. Zloto, umieszczone w moim banku jest moja wlasnoscia. Och! Nie martwcie sie! Pozycze wam tych pieniedzy i uzyjecie ich na swoje potrzeby. Ale obciaze was odsetkami. Poniewaz na tej wyspie jest malo pieniedzy, a raczej wcale ich nie ma, sadze, ze bedzie sluszne, jesli zazadam od was niewielkiego procentu: osmiu od stu (8%). - Istotnie , panie Marcinie, jest pan wspanialomyslny. - Jeszcze jedno zastrzezenie: interesy interesami, nawet wsród najlepszych przyjaciól. A wiec zanim wrecze wam te pieniadze, musicie mi podpisac zobowiazanie do zwrotu kapitalu wraz z odsetkami. W wypadku waszej niewyplacalnosci bede zmuszony skonfiskowac wasza wlasnosc. Och, to jest zwykla formalnosc. Bynajmniej nie pragne waszych wlasnosci, zadowole sie swoimi pieniedzmi, co do których jestem pewien, ze mi je zwrócicie. A wy zatrzymacie swoja wlasnosc. - To jest sluszne i zgodne ze zdrowym rozsadkiem, panie Marcinie. Przylozymy sie do pracy ze zdwojona gorliwoscia i wszystko panu splacimy. - Wlasnie oto chodzi. Gdy wylonia sie jakies nowe problemy zawsze przychodzcie do mnie po rade. Jako bankier jestem waszym najlepszym przyjacielem. A oto dla kazdego z was po 200 zlotych. I pieciu przyjaciól odeszlo zachwyconych, z rekoma pelnymi pieniedzy i glowami zatopionymi w ekstazie z ich posiadania.
- Zagadnienie arytmetyczne Pieniadz Marcina zaczal kursowac na wyspie. Wymiany sie ozywily i jednoczesnie uproscily. Wszyscy byli zadowoleni i z szacunkiem i respektem klaniali sie Marcinowi. Jednak Tomasz, mineralog, byl zatroskany siedzac pracowicie z olówkiem nad kartka papieru. Tomasz, jak inni, podpisal umowe, ze splaci Marcinowi w ciagu roku 200 zl plus 16 zl odsetek. Przeciez jego produkty sa jeszcze w ziemi, a w kieszeni ma juz tylko kilka zlotych. W jaki sposób zdola splacic swój dlug w nadchodzacym terminie platnosci? Dlugi czas lamal sobie glowe nad tym indywidualnym problemem, bez sukcesu. W koncu zaczal rozpatrywac go ze spolecznego punktu widzenia. - Jezeli wezmiemy pod uwage cala nasza spolecznosc na wyspie, czy bedziemy w stanie wywiazac sie z naszych zobowiazan? Marcin wyprodukowal banknoty na sume 1000 zl, a zada od nas zwrotu 1080 zl. Nawet jezeli zbierzemy wszystkie pieniadze, jakie sa na wyspie chcac mu je oddac bedzie ich tylko 1000 zl, a nie 1080 zl. Nikt nie ma tych dodatkowych 80 zl. Produkujemy rzeczy, a nie zlotówki. Tak wiec Marcin bedzie mógl zawladnac cala wyspa, poniewaz nie mozemy mu zwrócic kapitalu wraz z odsetkami (procentem). Jezeli sa nawet tacy, którzy sa w stanie splacic caly swój dlug nie troszczac sie o drugich, to niektórzy z nich zbankrutuja od razu, inni przetrwaja. Ale na tych ostatnich przyjdzie kolej! Wtedy bankier stanie sie wlascicielem calej wyspy. Chcac temu zapobiec musimy sie zorganizowac i wspólnie uregulowac nasze sprawy. Tomasz bez trudu przekonal swoich towarzyszy, ze Marcin ich oszukal. Dlatego postanowili powtórnie sie z nim spotkac.
- Dobroczynnosc bankiera Marcin wyczytal z ich twarzy, co sie dzieje w ich duszach. Zachowal jednak dobra mine. Impulsywny Franciszek przedstawil mu sprawe: - W jaki sposób mamy panu oddac 1080 zl, skoro na calej wyspie jest tylko 1000 zl? - Te dodatkowe 80 zl stanowia procent, moi przyjaciele. Czy wasza produkcja nie powiekszyla sie? - Tak, ale pieniadz sie nie powiekszyl. Pan domaga sie pieniedzy, a nie towarów. Tylko pan robi pieniadze. Otóz pan wyprodukowal tylko 1000 zl, a zada pan zwrotu 1080 zl. Nie mozemy panu tyle oddac! Chwileczke, moi przyjaciele. Bankier zawsze sie dostosowuje do okolicznosci, dla wiekszego dobra ogólu... A wiec splaccie mi tylko procent: nie wiecej niz 80 zl. Kapital zatrzymajcie. - Czy pan umarza caly nasz dlug, 200 zl kazdemu z nas? - O, nie! Przykro mi, ale bankier nigdy nie rezygnuje ze splaty dlugu. W koncu oddacie mi wszystkie pieniadze, które wam pozyczylem, ale co roku bedziecie mi splacac tylko odsetki. Nie bede sie domagal zwrotu kapitalu. Byc moze niektórzy z was nie beda mogli placic nawet samych odsetek, gdyz pieniadze kraza od jednych do drugich. Ale zorganizujcie sie jako panstwo i przyjmijcie system dobrowolnej skladki, co nazywa sie podatkiem. Tych, którzy maja wiecej pieniedzy obciazycie wiekszym podatkiem, biednych - mniejszym. Bylescie splacili w calosci sume odsetek, to ja bede zadowolony, a wasze male panstwo bedzie sie pomyslnie rozwijac. Nasi przyjaciele wyszli troche uspokojeni, ale wciaz watpiacy.
- Ekstaza Marcina Goldena Po odejsciu towarzyszy Marcin skupia sie i mysli: "Mój interes jest dobry. Ci ludzie sa pracowici, ale znaja sie na rzeczy. Ich ignorancja i latwowiernosc stanowi moja sile. Poprosili mnie o pieniadze, a ja zakulem ich w kajdany niewoli. Podczas gdy ich oszukalem, obsypali mnie kwiatami". "Istotnie, mogli sie zbuntowac i wrzucic mnie do morza. Ale...mam ich podpisy. Sa uczciwi. Dotrzymaja swoich umów. Uczciwi i ciezko pracujacy ludzie zostali stworzeni na tym swiecie, zeby sluzyc bankierom i finansistom". "O, wielki bankierze! O, swiatly mistrzu, sluszne jest stwierdzenie: 'Dajcie mi kontrole nad finansami narodu, a zagram na nosie tym, którzy tworza jego prawa'. Ja, Marcin Golden, jestem panem Wyspy Rozbitków, poniewaz kontroluje jej system pieniezny". "Moja dusza jest przepelniona entuzjazmem i ambicja. Czuje, ze móglbym rzadzic calym swiatem. To, co zrobilem tutaj móglbym przeprowadzic na calej Ziemi. Niech tylko wydobede sie z tej wysepki: wiem, jak rzadzic swiatem, nie dzierzac berla". "Z najwieksza rozkosza wpajalbym swoja filozofie w glowy tych, którzy kieruja spoleczenstwem: bankierów, przemyslowców, polityków, reformatorów, profesorów, dziennikarzy - a staliby sie moimi slugami. Masy sa stworzone do zycia w niewolnictwie, podczas gdy elita jest ustanowiona jako ich nadzorcy". I w olsnionym umysle Marcina powstaje cala struktura systemu bankowego.
- Nieznosny koszt zycia Tymczasem sytuacja na wyspie sie pogarsza. Wprawdzie produkcja wyraznie wzrosla, ale spadla ilosc wymiany towarów (transakcji). Marcin pilnuje swoich interesów, sciagajac odsetki regularnie. Pozostali musza myslec o odlozeniu pieniedzy dla niego. Pieniadz zakrzepl - zamiast krazyc swobodnie. Ci, którzy placa najwyzsze podatki, wystepuja przeciw tym, którzy placa mniej. Podnoszac ceny, zeby w ten sposób zrekompensowac swoje straty. A najbiedniejsi, którzy nie placa podatków, narzekaja na drozyzne i kupuja coraz mniej. Nawet gdyby jeden z drugim podjeli prace zarobkowa zaczeliby nieustannie domagac sie podwyzek plac, zeby dostosowac sie do coraz wyzszych kosztów zycia, do drozyzny. Obniza sie moralnosc, zanika radosc zycia, praca nie sprawia juz zadowolenia. Bo po co pracowac? Produkty trudno jest sprzedac, a jezeli sie je sprzeda, trzeba placic Marcinowi podatki. A wiec trzeba sie ograniczac. To jest prawdziwy kryzys. I jeden drugiego oskarza o brak milosierdzia i o to, ze jest powodem drozyzny. Pewnego dnia Henryk, siedzac w swoim sadzie, doszedl do wniosku, ze "postep", jaki przypisuja systemowi pienieznemu ustanowionemu przez bankiera wszystko na wyspie popsul. Z pewnoscia oni sami maja wady, ale system Marcina podsyca w nich to, co w ludzkiej naturze jest najgorsze. I Henryk postanowil przekonac swoich przyjaciól i zjednoczyc ich do akcji. Zaczal od Jakuba. Z nim poszlo mu latwo.- Och, nie jestem uczony - powiedzial Jakub - ale juz od dluzszego czasu czuje, ze system tego bankiera jest bardziej zepsuty niz nawóz w mojej oborze ubieglej wiosny. Wszyscy po kolei zrozumieli to i postanowili ponownie spotkac sie z Marcinem.
- U kowala kajdanów U bankiera rozpetala sie burza. - Na naszej wyspie brakuje pieniedzy, bo pan nam je zabiera. Placimy i placimy i jestesmy panu jeszcze tyle winni, ile bylismy na poczatku. Pracujemy, uprawiamy ziemie i powodzi sie nam gorzej niz przed pana przybyciem. Dlugi! Dlugi! Jestesmy az po szyje w dlugach. - Och! Badzcie chlopcy rozsadni! Wasze interesy kwitna i to wszystko dzieki mnie. Dobry system bankowy jest najwiekszym skarbem kraju. Ale zeby ten system dzialal korzystnie musicie miec wiare w bankiera. Przychodzcie do mnie jakbyscie przychodzili do swojego ojca.... czy chcecie wiecej pieniedzy? Bardzo dobrze. Moja barylka zlota jest warta o wiele tysiecy zlotych wiecej. Obciazajac wasza wlasnosc dlugiem (hipoteka) pozycze wam nowych tysiac zlotych. - Tak! Teraz nasz dlug podskoczy do 2000 zl! I mamy panu placic dwukrotnie wiekszy procent, latami, do konca naszego zycia? - Tak, ale w miare, jak bedzie wzrastac wartosc waszych nieruchomosci bedziecie mogli zaciagac nowe pozyczki, a splacac bedziecie mi zawsze tylko odsetki. Zsumujcie wasze wszystkie dlugi w jeden - to sie nazywa dlugiem skonsolidowanym. I mozecie dodawac go do dlugu rok po roku. - I zwiekszac podatki rok po roku? - Oczywiscie. Ale jednoczesnie kazdego roku bedzie sie powiekszac wasz dochód. - A wiec w miare, jak wskutek naszej pracy wyspa bedzie sie rozwijac, bedzie sie powiekszac nasz zbiorowy dlug! - Owszem, tak jak sie to dzieje we wszystkich cywilizowanych panstwach. Obecnie dlug publiczny jest jak gdyby miernikiem dobrobytu kraju.
- Wilk pozera owce - Czy pan, panie Marcinie, nazywa to zdrowym systemem pienieznym? Dlug publiczny, gdy staje sie nieunikniony i niesplacalny, nie jest zdrowy, lecz szkodliwy. - Wszelki zdrowy system monetarny, moi panowie, jest oparty na zlocie i wychodzi z banku w postaci dlugów. Dlug narodowy jest dobra rzecza, nie pozwala ludziom na zbytnie zadowolenie. Rzady ujarzmiane sa przez najwyzsza i ostateczna madrosc ucielesniona w bankierach. Poniewaz jestem bankierem, jestem na waszej wyspie pochodnia cywilizacji. Bede dyktowal wasza polityke i regulowal wasz standard zycia. - Panie Marcinie jestesmy tylko prostymi ludzmi, ale bynajmniej nie chcemy takiej cywilizacji. Nie pozyczymy juz od pana ani jednego grosza. Niech to bedzie pieniadz zdrowy czy niezdrowy, ale nie chcemy wiecej miec z panem do czynienia. - Wspólczuje wam, panowie, z powodu waszej niemadrej decyzji. Ale skoro ze mna zrywacie, przypominam o waszych zobowiazaniach. A wiec oddajcie mi wszystko: kapital i odsetki (procent). - Alez to jest niemozliwe! Nawet gdybysmy oddali panu wszystkie pieniadze, jakie sa na wyspie, jeszcze bylibysmy panu dluzni. - Nic na to nie poradze. Czyscie nie zagwarantowali mi na pismie? Tak, czy nie? A wiec na mocy swietosci umów przejmuje wszystkie wasze zadluzone wlasnosci stanowiace gwarancje, jak to ustalilismy wówczas, gdy byliscie tak uszczesliwieni z mego przybycia. Poniewaz nie chcecie sluzyc potedze pieniadza dobrowolnie, zmusze was do tego sila. Nadal bedziecie eksploatowac wyspe, ale juz dla mnie i na moich warunkach. Odejdzcie, jutro wydam wam rozkazy.
- Kontrola prasy Jak prawdziwy bankier, Marcin wiedzial, ze kto sprawuje kontrole nad systemem pienieznym jakiegos narodu, sprawuje kontrole nad samym narodem. Ale Marcin zdawal sobie sprawe, ze dla osiagniecia tego celu trzeba sie postarac, by naród zyl w nieswiadomosci. Dlatego nalezy go zainteresowac innymi sprawami. Marcin zaobserwowal, ze sposród pieciu rozbitków dwóch bylo konserwatystami, a trzech liberalami. Rozwinelo sie to w trakcie ich wieczornych rozmów, szczególnie po tym, jak popadli w niewolnictwo. Pomiedzy konserwatystami i liberalami zaczely narastac stale tarcia i niezgoda. Totez pomógl on zorganizowac dwa ugrupowania polityczne: partie konserwatystów i liberalów. Finansuje obie partie, zyskujac w ten sposób pewnosc, ze ten, kto zostanie wybrany pozostanie na jego uslugach, zamiast sluzyc ludowi. Henryk, który byl najmniej stronniczy, uwazajac, ze wszyscy maja takie same potrzeby i aspiracje, zasugerowal utworzenie zwiazku wszystkich ludzi, zeby wywarli nacisk na wladze. Takiego zwiazku Marcin nie móglby uznac, poniewaz polozyloby to kres jego rzadów. Zaden dyktator, bankier, finansista czy ktokolwiek nie móglby stanac przed wyksztalconymi i zjednoczonymi ludzmi. Marcin staral sie rozjatrzyc te ich polityczne dysputy do najwyzszego stopnia. Przy pomocy swojej malej prasy drukarskiej wydawal dwa tygodniki: "Trybune" dla liberalów i "Glos" dla konserwatystów. "Trybuna" w skrócie mówila: "Jezeli nie jestescie juz panami u siebie, to z powodu tych zdradzieckich konserwatystów, którzy zawsze sa przyklejeni do wielkich interesów". "Glos" w skrócie mówil: "Wasza zrujnowana gospodarka i dlug panstwowy jest dzielem tych przekletych liberalów, którzy zawsze sa gotowi do politycznych awantur". I nasze dwa polityczne ugrupowania klócily sie w najlepsze zapominajac, ze glównym sprawca ich niezgody jest kontroler i wladca pieniedzy, bankier Marcin.
- Cenne znalezisko Pewnego dnia Tomasz, mineralog, odkryl w glebi malej zatoki, wsród sitowia, opuszczona lódz. Brakowalo w niej wiosel i jakichkolwiek sladów, ze ja ktos uzywal. Tomasz znalazl w lodzi skrzynie w dosc dobrym stanie, z kilkoma sztukami bielizny, z paroma drobnymi przedmiotami i pierwszym tomem publikacji Kredytu Spolecznego z Kanady pt.: Pierwszy rok 'Michael'/'Vers Demain'. Zasiadl do czytania. Tresc ksiazki pochlonela go, a twarz mu sie rozjasnila. - Alez zawolal - powinnismy to wiedziec od dawna! Wartosc pieniadza w zadnym wypadku nie opiera sie na zlocie, lecz na produktach, które za pieniadze mozna kupic. Krótko mówiac, pieniadz powinien byc rodzajem ksiegowosci, kredytem przechodzacym z jednego konta na drugie, w zaleznosci od kupna i sprzedazy. Ogólna suma pieniedzy zalezy od ogólnej ilosci produktów. Wzrostowi produkcji zawsze musi towarzyszyc odpowiedni wzrost ilosci pieniedzy. Nigdy w zadnym czasie nie nalezy placic odsetek od nowego pieniadza (pieniadz nie moze byc oprocentowany). Postep nie jest reprezentowany przez wzrost dlugu publicznego, lecz przez dywidende równa dla wszystkich... Ceny dostosowane sa do ogólnej sily nabywczej przez wspólczynnik cen. Kredyt Spoleczny... Tomasz nie mógl sie dluzej opanowac. Wstal i ruszyl pedem, z ksiazka w reku, zeby podzielic sie z tym wspanialym odkryciem ze swoimi czterema towarzyszami.
- Pieniądz - elementarna księgowość Tomasz zmienil sie w profesora. Uczyl innych tego, czego sam sie nauczyl z przeslanej przez Boga publikacji Kredytu Spolecznego. - Oto - rzekl - co mozna by zrobic bez bankiera, bez jego zlota, bez zaciagania dlugów. - Otwieram konto na nazwisko kazdego z nas. W kolumnie po prawej stronie zapisuje wplywy (kredyt), które powiekszaja konto; po lewej stronie zapisuje wydatki (debet), które zmniejszaja konto. Kazdy z nas na poczatek chcial po 200 zl. Wpisujemy 200 zl jako wplywy dla kazdego. I w tym momencie kazdy ma natychmiast 200 zl. Franciszek kupuje od Pawla produktów za 10 zl. Z konta Franciszka odejmuje wiec 10, zostaje mu 190. Dodaje 10 Pawlowi, który ma teraz 210. Jakub kupuje u Pawla za 8 zl. Odejmuje 8 Jakubowi, któremu zostaje 192. Konto Pawla wzroslo do 218. Pawel kupuje drzewo od Franciszka za 15 zl. Pawlowi odejmujemy 15, ma on teraz 203. 15 dodaje Franciszkowi, który ma teraz 205. I tak dalej, z jednego konta na drugie, calkiem tak samo, jak papierowe zlotówki przechodza z jednej kieszeni do drugiej. Jezeli ktos z nas potrzebuje pieniedzy na powiekszenie swojej produkcji udziela mu sie nowego potrzebnego kredytu, bez oprocentowania, który odda on do funduszu kredytowego po dokonaniu sprzedazy. To samo odnosi sie do nowych inwestycji publicznych, które sa finansowane (odzwierciedlane) nowym kredytem. Konto kazdego powieksza sie równiez okresowo o dodatkowa sume, w zaleznosci od postepu spolecznego, bez zabierania innym. I to jest dywidenda narodowa. W ten sposób pieniadz staje sie narzedziem sluzacym.
- Rozpacz bankiera Wszyscy dobrze to zrozumieli. Mala spolecznosc wyspy stala sie spolecznoscia systemu Kredytu Spolecznego. Nazajutrz Marcin otrzymal list opatrzony piecioma podpisami. "Szanowny Panie, Pan nas zadluzyl, opodatkowal i wykorzystal calkiem niepotrzebnie. Nie potrzebujemy, zeby Pan nadal kierowal naszym systemem pienieznym. Odtad bedziemy miec wszystkie potrzebne nam pieniadze bez zlota, bez dlugów, bez zlodzieja. Od dzis ustanawiamy na Wyspie Rozbitków system Kredytu Spolecznego. Dywidenda narodowa zastapi dlug narodowy (dlug publiczny). Jezeli Pan domaga sie zwrotu kapitalu, mozemy Panu oddac wszystkie pieniadze, jakie Pan dla nas wyprodukowal, ale nic ponadto. Nie moze sie Pan domagac zwrotu tego, czego Pan nie wytworzyl". Marcin jest zrozpaczony. Jego imperium sie wali. Jego marzenia rozpadly sie. Co ma teraz zrobic? Wszelkie argumenty beda daremne. Pieciu ludzi odkrylo prawde i stalo sie kredytowcami. Pieniadz i kredyt nie stanowia juz dla nich zadnej tajemnicy, tak samo jak dla Marcina. - Och, co robic? Ci ludzie zostali oswieceni i pozyskani przez Kredyt Spoleczny. Ich doktryna rozszerzy sie znacznie szybciej niz moja. Czy powinienem prosic ich o przebaczenie? Stac sie jednym z nich? Mam uczynic to ja, finansista i bankier? Nigdy! Raczej odejde i spróbuje zyc na uboczu.
- Wykryte oszustwo W celu zabezpieczenia sie przed wszelkimi pretensjami bankiera, jakie móglby w przyszlosci sobie roscic, nasi przyjaciele postanowili wystawic mu dokument, stwierdzajacy, ze posiada on to wszystko, co przywiózl na wyspe. Dlatego sporzadzili ogólny inwentarz: lódz, mala prasa drukarska i ... oslawiona barylka zlota. Marcin musial wskazac miejsce, gdzie ja ukryl. Przy wykopywaniu jej nasi przyjaciele odniesli sie do niej juz z o wiele mniejszym respektem. Pod wplywem Kredytu Spolecznego nauczyli sie gardzic fetyszem zlota. Tomasz, mineralog, pomagal podnosic barylke spostrzegl, ze jest zbyt lekka jak na zloto. Porywczy Franciszek dlugo sie nie wahajac uderzyl siekiera: oczom ich ukazalo sie wnetrze barylki. Ani grama zlota! Kamienie, nic wiecej, tylko zwykle kamienie, bez zadnej wartosci!... Nasi przyjaciele nie mogli ze zdumienia przyjsc do siebie. - Pomyslec, ze niegodziwiec nas tym czarowal! Ale tez trzeba bylo byc naiwnym, by popasc w ekstaze na samo slowo: ZLOTO! - Pomyslec, ze cala swoja wlasnosc zagwarantowalismy za kawalki papieru opartego na czterech szuflach kamieni. To jest grabiez pomnozona przez klamstwo! - Pomyslec, ze w ciagu wielu miesiecy klócilismy sie i nienawidzilismy z powodu takiego oszustwa! Diabel! Gdy tylko Franciszek podniósl siekiere, bankier puscil sie pedem w strone lasu.
- Pozegnanie Wyspy Rozbitków Po otwarciu barylki i ujawnieniu obludy i dwulicowosci nikt wiecej nie slyszal o bankierze Marcinie. Wkrótce po tym przeplywajacy w poblizu wyspy statek zauwazyl na niej oznaki zycia i zarzucil kotwice niedaleko brzegu. Nasi rozbitkowie dowiedzieli sie, ze statek plynie do Ameryki i poplyneli nim do Kanady. Najwazniejsze dla nich bylo to, zeby zabrac ze soba album "Pierwszy rok Kredytu Spolecznego", który ocalil ich z rak bankiera Marcina i który oswiecil ich umysly nieugaszonym swiatlem.
Kiedy wrócili do Kanady Wszyscy powaznie zaangazowali sie we wspólprace z czasopismem "Michael" i stali sie oddanymi i zagorzalymi apostolami idei Kredytu Spolecznego. Louis Even Historia ta nie ma na celu krytyki personelu zatrudnionego w banku, ani tez krytyki dyrektorów lub inspektorów bankowych. Oni sa po prostu pracownikami. Od nich pracodawca wymaga odpowiedniej "postawy", uprzejmosci, uczciwosci, dokladnego wykonywania polecen i absolutnego posluszenstwa. To system jest wadliwy, a my wszyscy jako pierwsi jestesmy z jego powodu poszkodowani. Zobacz też:
Aneks do umowy kalkulator płac brutto netto